NATO nie będzie się tylko przyglądać, jak Rosja wznawia loty bombowców strategicznych. Dziennik informuje, że Sojusz chce wysłać na morza i oceany dodatkowe okręty podwodne. Tak jak w czasach zimnej wojny będą śledziły rosyjskie okręty.
"Wzajemne sprawdzanie swoich zdolności do prowadzenia wojny staje się normą" - mówi o nowej rywalizacji Wschód - Zachód w rozmowie z Dziennikiem Władimir Sołowiow, znawca wojskowości z "Niezależnego Przeglądu Wojskowego". "W ostatnich tygodniach agresywne gesty i słowa przybrały nawet na sile. Spodziewam się, że na tym się nie skończy" - dodaje.
Plan ćwiczeń okrętów podwodnych NATO opisany wczoraj przez brytyjski dziennik "Daily Telegraph" wygląda niczym gotowy scenariusz do drugiej części filmu "Polowania na Czerwony Październik". Podwodniacy Royal Navy i marynarze z innych państw Sojuszu mają spenetrować wody Bałtyku i zimnych mórz północnych, by zebrać informacje na temat rosyjskiego okrętu podwodnego klasy Amur.
To nowoczesne jednostki zwiadowcze zdolne do szybkiego ataku. Załogi Amurów są szkolone nie do wystrzeliwania rakiet balistycznych, ale do prowadzenia polowań na okręty podwodne wroga. Budowane już po upadku ZSRR, są wyjątkowo trudne do wykrycia. Specjaliści do spraw wojskowości twierdzą wręcz, że śledzenie ich będzie prawdziwym testem umiejętności dla marynarzy Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Jednak polowanie na Amury to niejedyna odpowiedź na zimnowojenne gesty Rosji. Oprócz ofensywy na morzu NATO planuje również utrudnić Rosjanom ich popisy w powietrzu. Pierwszym frontem będzie Zakaukazie.
Dowództwo Paktu zamierza dzielić się z Gruzją danymi wywiadowczymi o lotach rosyjskich samolotów wojskowych nad jej terytorium. Władze w Tbilisi skarżą się, że Rosjanie specjalnie wlatują w gruzińską przestrzeń powietrzną. Twierdzą również, że 6 sierpnia jeden z takich "przypadkowo zabłąkanych" samolotów - szturmowiec Su-24 - zrzucił bombę niedaleko wsi Csitelubani, zaledwie 60 km od stolicy.
Moskwa oskarżenia Gruzji kwituje jednoznacznie: to bzdura. "Nasi piloci nigdy nie wlatują w obcą przestrzeń powietrzną" - zapierał się na środowej konferencji prasowej Aleksander Drobiszewski, rzecznik rosyjskiego lotnictwa.
Ale NATO na razie bardziej wierzy Gruzinom. Wojskowi dobrze pamiętają, jak rosyjskie MiG-i bezkarnie wlatywały w przestrzeń powietrzną państw bałtyckich, gdy te ubiegały się o członkostwo w NATO. Dlatego analitycy Sojuszu w środę dyskutowali w Brukseli o zacieśnieniu współpracy z Tbilisi.
Rywalizacja między Rosją a NATO przyspiesza, choć jeszcze do niedawna wydawało się, że wyzwaniem dla współczesnych armii będzie przede wszystkim walka z rebeliantami albo podbój kosmosu.
Tymczasem decyzja Moskwy o wznowieniu lotów bombowców strategicznych, a później doniesienia o planowaniu przez NATO polowań na Amura i współpraca z Gruzinami świadczy o powrocie klasycznych gier wojennych z czasów zimnej wojny.
"Żadne z mocarstw nie rezygnuje z rozwijania broni konwencjonalnej ani rywalizacji na morzu, lądzie i w powietrzu. W przyszłości nie będzie tylko wojny z terroryzmem. Musimy przyzwyczaić się do takich przepychanek, jakie obecnie obserwujemy między Rosją a NATO" - komentuje w rozmowie z Dziennikiem Martin Edmonds, brytyjski ekspert ds. wojskowości.
Źródło: Dziennik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz